środa, 7 stycznia 2009

Shed - "Shedding the Past"

Moja była dziewczyna chce, bym ją zapłodnił (?) albo (?) przekazał (?) się (?) przez nią (?) dalej. Towarzyszy jej (notabene niewidocznej) orszak, który podaje mi dragi i kieruje przez poszczególne (?) drzwi. W końcu ląduję u (?) siebie (?) w pokoju, gdzie - miast współlokatora - zastaję zajęcia prowadzone przez Bronisława Maja. [cięcie] [----- ------] ciągle opowiada o tym, jak kąpała się z [----- ------] w beczce smoły, kiedy jeszcze oboje byli Świadkami Jehowy. Po czym przechodzi zgrabnie do historii, w której - leżąc w łóżku - zapewnia swoją dziewczynę, że nie odgryzie sobie głowy podczas snu. [cięcie] W ustach wzbiera mi ropa, pęcznieją wargi i policzki; słyszę jak wewnątrz mnie pływają maleńkie stateczki z maleńką załogą. To wszystko sprawia, że czuję się ciężki i plastyczny. Liście zdmuchiwane przez wiatr wplatają się w moje ciało, śnieg przenika przez skórę, fale radiowe prześwietlają mój układ krwionośny. Wewnątrz ktoś się rodzi.

poniedziałek, 5 stycznia 2009

Jacaszek - "Treny"

Jestem diodą obserwującą swoje siostry, jak uwijają się, by migotać to szybciej, to mocniej. Ja sama płonę niebieskim światłem. To lód pod koszulką, orzeźwiający neon "Jutro", prawie jak "Delikatesy" po wyjściu na balkon. [cięcie] Parzę herbatę dla siebie i współlokatora, lecz nie mogę użyć wody, bo jestem uczulony. Wszystko to dzieje się na pograniczu jajek i mąki (ciasta i nie-ciasta). W końcu wpadam na pomysł, żeby zadzwonić po pomoc. Jedyny numer jaki mam zapisany w telefonie to numer MPK (kontrolerzy mają moją legitymację). Dzwonię długo i tępo. Pani "za słuchawką" też (!) jest diodą (!) [?eicęic] Świeci na czerwono. Spokojnym głosem recytuje slogany. Słucham jej, przy okazji parząc herbatę; telefon trzymam "przy uchu barkiem". Rozglądam się w poszukiwaniu cukru, znajduję go za oknem (lufcik w kuchni), wspina się jak mangusta po ścianie "Delikatesów", brzmi śniegiem, łasi się jak kotek, a ja przecieram oczy łyżeczką i nagle zdaję sobie sprawę, że herbata jest gotowa, choć mam uczulenie na wodę. Łyżeczką mieszam oko w oczodole.

niedziela, 4 stycznia 2009

Kanał Audytywny - "Neurofotoreceptoreplotyka Jako Magia Bytu"

Siedzę w sterylnie białym pokoju na sterylnie czerwonym krześle obserwując s i e d z ą c e g o na przeciwko mężczyznę, który nakłada sobie kilkaset masek na twarz. Jedna na drugą. [cut] Spada ciśnienie. Im bardziej spada, tym bardziej jestem aktywny. Narasta dźwięk windy, jest rozciągnięty i napięty niczym orzechy. "Zdrada majora." Naturgummierung + ślina + zapałki? Komfort krzyża.

sobota, 3 stycznia 2009

Bob Mintzer - "One music"

"Ksiądz chodzi po kolędzie"; wraz z bratem czekamy na jego odwiedziny, potwornie denerwując się przez brak pieniędzy (coś powinniśmy mu przecież dać). Brat zaczyna się buntować przeciwko kościołowi. Farbuje sobie włosy na biało i udaje "kucyka pony" na szkolnym korytarzu, odmawiając także zagrania kolędy na flecie (za chwilę ma muzykę). Ja sam jestem nauczycielem muzyki i widzę siebie z perspektywy oczu mojego brata, gdy wychodzę z pokoju nauczycielskiego i wolnym krokiem zmierzam w stronę klasy. Przede mną dwoje ministrantów, jak druhny - sypią (?) kwiaty i dzwonią dzwonkami. Organista niesie pod pachą srebrny keyboard. Kościelny trzyma nad głową potężną swastykę (!). Nikogo ten widok nie dziwi; dzieci stoją spokojnie i czekają. Tylko mój brat ("przez którego oczy wciąż patrzę") "wierzga" i "wije się" na chłodnej płycie korytarza. Podkreślam "chłodnej", gdyż nagle zauważam, że jestem bosy ("ja idący przez korytarz, ksiądz-nauczyciel") i natychmiast robi mi się zimno w stopy. Czuję to na odległość, "patrząc przez brata", jak gdyby korytarz był bezprzewodowy.

niedziela, 28 grudnia 2008

Tourette - "Parmi Les Pierres Eclatees"


Ujokop mywon miom w ćiwatsu ymisum, ęfazs hcadohcs op ymisonw mecjo z mezar. Nie jest duża, ale potwornie ciężka. Po zalogowaniu możesz dodać lub zmienić stan konta. # # # # # # # # # # # # # # # # U # # # # # # # # # # # # # # # # # ? # # # # # # # # # # # r # y # b # a # # # # # # # # # # # # W głowie wschodzi radiosłońce i piszczy, by obudzić. Anteny wierzgają jak sarny.
  • ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) ) )
  • ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( ( (
gry samochodowe

PAMIĘĆ NAGRODA

sobota, 27 grudnia 2008

Distance - "My Demons"

Sprzedawcy (konstruktorzy?) studni robią oszałamiającą karierę w Polsce, jakbyśmy (my, Polacy) wcześniej studni nie znali. Zwłaszcza kobiety są zachwycone. Oddają się sprzedawcom (konstruktorom?) i wychowują ich dzieci. Wszystko idzie w niesamowitym tempie. Dopiero po kilku latach (?), wypełnionych stawianiem studni na każdym "kroku", tuż obok siebie, a czasem nawet - jedna na drugiej, kiedy tworzą się olbrzymie, "studniane" monolity; przerażające ołtarze opiewające wydrążoną w ziemi dziurę, pełną powietrza - i właśnie! T y l k o powietrza. Więc dopiero po kilku latach (?) władze zauważają, że już niewiele studni "operuje" wodą, że są same dla siebie; jak te pawie ogony, mające przyciągnąć partnerki. Coś trzeba z tym zrobić. [cięcie] Jestem nauką języka. Nie, nie "nauczycielem", nie "lektorem", nawet nie "podręcznikiem". Jestem nauką języka, i to nawet nie "języka obcego"; ale jakąś bezkształtną (a mimo to jakby "kościstą"; "chitynową") gramatyką, składnią, fleksją, etc. Czasem, który upływa na przyswajaniu sobie nowych słów, nieświadomym ćwiczeniu koniugacji; takim, który upływa na marginesie "czasu właściwego", jest jego "podzbiorem"; uchem kubka za które ten kubek się do ust podnosi.

piątek, 26 grudnia 2008

Herbie Hancock - "Empyrean Isles"

Ktoś potwornie śmieje się z babci; przeszkadza jej, stojąc pod balkonem i kopiąc piłką w ścianę bloku. Muszę sprawdzić kto to, ale nie mam przy sobie telefonu (?!), więc - "jest to niemożliwe" (tak tłumaczę sprawę babci). [cięcie] Państwo ręczników buduje ołtarz ze śniegu, mają potężną ideę, jakoby potrafiły "opatulać śnieg" swoimi "ciałami", przez co stają się mocniejsze "w oczach innych nacji" (?). [cięcie] Koloruję taśmę filmu animowanego polskiej produkcji - "Królestwo zielonej polany", jestem moim własnym sąsiadem z dzieciństwa, mam farbki i pędzelki równiutko ułożone na własnoręcznie zrobionym biurku, a właściwie "stelażu" ze sklejki; obserwuję jak "sam siebie odwiedzam" (!), tj.: będąc swoim sąsiadem, odwiedzam się (siebie) jako dziecko, wraz z synem sąsiada, Michałem. To dziwne uczucie, bo obaj (ja z dzieciństwa i ja-sąsiad) "wiemy", Michał nie. Czuję się naprawdę dorosły. To jest jak pływanie w chłodnej wodzie tuż po chorobie.

czwartek, 25 grudnia 2008

Saint Germain - "From Detroit To St Germain"

Jestem śniegiem wciąganym przez eleganckich dresiarzy. Wiercę w nozdrzach, trawię zatoki, rozwieszam kotarę stroboskopowej bani. Jestem w kilkunastu nosach naraz, wszystko mam poprzypinane do sznureczków, które trzymam dwoma parami swoich rąk, jestem Nataradżą tańczącym w samym sobie, zewsząd otoczonym oceanem bani, morzem pigułowej przędzy, która - jednakże - nie rośnie, a zaciska się wokół "siebie" (mnie?) jak pierścień (?) nałożony na serdeczny palec potężniejszego bóstwa. Lecz kiedy się w tym transie skupić na moment, na moment spróbować otrzeźwieć - okazuje się, że wcale nie jest to wszystko takie spektakularne. Że - owszem - powietrze dudni jednostajnym rytmem, ale - równocześnie - ryby pływają, "mgła opadła wcześniej" a "kolibry przystają nad kwiatem kapryfolium"; i - o! - to jest ten trop! Wszystko jest teraźniejsze, lecz nie "przyjemnie dotykalne" a miałkie, kleiste. Karzeł, Wamana, opukuje deski. Każdą z osobna; "bardzo pojedynczo".

środa, 24 grudnia 2008

Charlie Haden with Michael Brecker - "American Dreams"

Najpierw kaszlę przez pół nocy, wymęczony idę do kuchni napić się syropu. [cięcie] Musimy (ojciec i ja) ściąć drzewko pod choinkę, wychodzimy do ogrodu, tam tylko wielkie sosny, więc postanawiamy ściąć jedną w połowie pnia, i żeby ten "wierzchołek" służył za choinkę. Ja przytrzymuję pień (sam nie mam pojęcia po co), przy okazji oglądając wielkie, kolorowe bombki rozsiane dookoła, jak grzyby skryte w igliwiu. Jakoś wstydzę się o tym powiedzieć ojcu, więc co chwilę muszę na niego zerkać i podtrzymywać rozmowę o samochodach. Ojciec wyłuszcza autorską teorię zbierającą doświadczenia anarchoprymitywizmu, potwornie krytykuje "ideę samochodu". Z przerażeniem odkrywam, że tak naprawdę nie pomagam własnemu ojcu, że zmyliły mnie okoliczności i "scenografia" (przydomowy ogród); "ojciec" ma twarz Teda Kaczynskiego! Wszystko zaczyna się układać w spójną całość (bombki - "bombki" leżące dookoła, mój "wstyd" zmieszany z przestrachem). [cięcie] "Prowadzę samolot." Wewnętrzna sprzeczność: jednocześnie "lecę", jak i "idę z nim" do lekarza. Dookoła kaszel; jakbym stał na skrzydle i słuchał silników. W poczekalni, patrząc na pielęgniarkę?

wtorek, 23 grudnia 2008

Brecker Brothers - "Blue Montreux"

Gorączkowo szukam cukru, sklep jest całkowicie pusty. Puste półki, puste stelaże; jestem w dziale AGD, znakomicie zdaję sobie sprawę, że cukru tu nie znajdę, a mimo to - "głupio" jest się "poddawać", więc szukam i szukam, póki - jakimś cudem - nie spotykam twarzy Andrzeja Simsaka (tak, - tylko twarzy!), której wyraz (graniczne zniesmaczenie) instruuje mnie co do dalszej drogi. [cięcie] Jestem obszukiwany przez ochronę, oni chyba wiedzą, że chcę ten (?) cukier wynieść, ale muszą czekać na zwierzchników. Jest potworny wstyd; taki, że aż się w powietrzu unosi, że jakoś mi coraz gorzej oddychać, po kieszeniach szukam czegoś, co mogłoby mi pomóc, ale jest tam tylko ten (?) nieszczęsny cukier, rozsypany - teraz nie mogą dowieść, że to od nich, bo opakowania nie ma, jestem spokojny, "bezgranicznie bezpieczny", tryumfuję, mogę sobie pozwolić na piwo w knajpie, to piwo też się zaczyna nad głową unosić, miesza wraz z duchotą, której się - o dziwo - do końca nie pozbyłem, wychodzę ze sklepu i mam karmel we łbie, niby boli, niby cieszy, sam już nie wiem.