wtorek, 23 grudnia 2008

Brecker Brothers - "Blue Montreux"

Gorączkowo szukam cukru, sklep jest całkowicie pusty. Puste półki, puste stelaże; jestem w dziale AGD, znakomicie zdaję sobie sprawę, że cukru tu nie znajdę, a mimo to - "głupio" jest się "poddawać", więc szukam i szukam, póki - jakimś cudem - nie spotykam twarzy Andrzeja Simsaka (tak, - tylko twarzy!), której wyraz (graniczne zniesmaczenie) instruuje mnie co do dalszej drogi. [cięcie] Jestem obszukiwany przez ochronę, oni chyba wiedzą, że chcę ten (?) cukier wynieść, ale muszą czekać na zwierzchników. Jest potworny wstyd; taki, że aż się w powietrzu unosi, że jakoś mi coraz gorzej oddychać, po kieszeniach szukam czegoś, co mogłoby mi pomóc, ale jest tam tylko ten (?) nieszczęsny cukier, rozsypany - teraz nie mogą dowieść, że to od nich, bo opakowania nie ma, jestem spokojny, "bezgranicznie bezpieczny", tryumfuję, mogę sobie pozwolić na piwo w knajpie, to piwo też się zaczyna nad głową unosić, miesza wraz z duchotą, której się - o dziwo - do końca nie pozbyłem, wychodzę ze sklepu i mam karmel we łbie, niby boli, niby cieszy, sam już nie wiem.

Brak komentarzy: